AMG GTR Roadster – 1 z 750!

Siedzę sobie właśnie w górach – jakieś 1000 km od domu. Popijam na zmianę zimne piwo i grzane wino. Siedzę osadzony już w 2024 roku podsumowując w głowie i próbując pochwytać co działo się w minionym 2023. Jedno ze wspomnień to pewien Mercedes AMG GTR w wersji bez dachu. Od razu dostaję rumieńców…

Ubiegły rok zapiszę jako ten absolutnie wyjątkowy w swojej historii. Był to rok, w którym dużo zmieniło się w moim życiu na plus. Zmiana ścieżki zawodowej, zmiana modelu rodziny – tak teraz, muszę do bagażnika pakować także dodatkowe cztery kółka ze składanym stelażem i na poważnie muszę zacząć myśleć o większym aucie. Takim autem na pewno nie jest wspomniany AMG GTR Roadster, ale jest dobrym punktem odniesienia, bo ma w sobie tyle szaleństwa, ile oczekiwałbym od każdego istniejącego samochodu. Dlaczego?

Mercedes tworząc AMG GTR poszło naprawdę dobrym torem, ponieważ wzięli swój najlepszy silnik, czterolitrowe V8, które od 2015 wsadzili chyba do miliarda samochodów, w tym kilku modeli Astonów. Silnik ma dwie turbosprężarki i jak to na Mercedesowskie dzieło przystało w wersjach AMG wyznacza swego rodzaju standard jak powinno brzmieć chamskie, niemieckie V8.

AMG GTR został zaprezentowany w 2016 roku, jako najmocniejsza wersja całkiem przystojnego i udanego AMG GT (obecnego na rynku od 2015 roku) – również wyposażonego w to samo V8 (wersje GT i GTS). Od początku samochód jawił się jako konkurent dla 911 – dla porównania w pierwszym roku produkcji zbudowano ponad 8000 aut, co przy 911 wypadało nadal dosyć blado (31 000) we wspomnianym 2015 roku. Mercedes chcąc pokazać coś naprawdę mocnego ustalił sobie jako pole zabaw i doskonalenia auta niemiecki tor Nurburgring, a dokładniej jego północną, opartą na dość średniej jakości drogach pętlę. Jak każdy petrolhead zapewne znasz ten tor jak własną kieszeń z gier i symulatorów, a może nawet byłeś go zwiedzać. Mercedes swoją zieloną bestię (zielony kolor komunikacyjny, chyba nie przypadek, skoro mówimy o czasie na Zielonym Piekle) podkręcił do 585 KM i dorzucił trochę aero. Jednocześnie zrzucił całe 15 kg – osiągając trochę niższe półtorej tony (1555 kg dla ścisłości). Jako mocny dodatek do układu jezdnego dołączył system skrętnej tylnej osi. Wszystko to zaowocowało najlepszym jak na tamten okres czasem pokonania Północnej Pętli wynoszącym 7:10 z groszami i średnią prędkością 172 km/h.  Pozwoliło to przebić rekord Gumperta Apollo z 2009 roku o około pół sekundy. Był to jednocześnie 10 sekund lepszy czas niż kręciło popularne w kręgach amatorów jazd turystycznych GT3 RS. Przełom osiągnięty. To teraz wyobraźcie sobie, że dla osób tak wysokich, że się nie mieszczą lub dla amatorów/kolekcjonerów samochodów bez dachu Mercedes zaserwował coś specjalnego. Limitowaną do 750 sztuk na cały świat wersję Roadster. Absolutne szaleństwo, cena na metce tego wehikułu 172 tysiące Euro, 24 tysiące Euro więcej niż wersja z dachem. 100 tysięcy złotych licząc z dużego palca. Dużo.

Niektóre z samochodów trafiły w ręce takich szaleńców i amatorów mocnych wrażeń jak mój kolega Maks. Maks chciał z większą precyzją bawić się brakiem trakcji i interesowało go głównie kontrolowane tracenie przyczepności, a nie dzikie zawężanie zakrętów przez skrętną tylną oś. W efekcie dokonał kilku modyfikacji, dzięki którym pozbył się skrętnej tylnej osi i wyciągnął z samochodu trochę więcej mocy – trochę oznacza tutaj przyrost o trochę ponad 100 KM i sumarycznie okrągłe 700 mocy. To niewiele mniej niż absolutnie topowy GT Black Series dysponujący 730 konną stajnią. Efekt jest taki, że samochód przyjemnie zamiata bokami, o czym mogłem się przekonać osobiście. Co do tego? Brzmi zajebiście. Absolutnie świetne brzmienie potęgowane przy otwartym dachu. Wyobraźcie sobie ciepły letni wieczór, pełen relaksu i z kilkoma tunelami. Właśnie w takich warunkach mogłem poznać bliżej wspomniane AMG.

Zacząłem od technikaliów, a na dużą uwagę zasługuje wygląd tego auta. AMG GT od samej premiery bardzo mi się podoba. Jest zgrabne, ma ładny tyłek, dość muskularny i bardzo agresywny przód w charakterystycznej dla Merca konwencji, czyli okraszony dużym grillem. W przypadku GTR dorzućmy agresywniejszy pakiet aero i pojawia nam się naprawdę jedno z ładniejszych aut sportowych, a na pewno najładniejszy Merc ostatnich lat. W przypadku tej konfiguracji – piękny kolor wiśniowy uzupełniony jasną skórą w środku. Ambitna i odważna konfiguracja, ale uzupełnia się znakomicie. W środku typowo dla MB, dobra jakość wykończenia, duży cyfrowy zestaw wskaźników i w sumie niewiele więcej pamiętam, bo skupiałem się na operowaniu piękną kierownicą obszytą skórą i alcantarą oraz łopatkami, dzięki którym mogłem dać chwilę wytchnienia moim organom podczas przyspieszania. Przypomnę, wszystko okraszone dźwiękami chamskiego, niemieckiego V8 (bez filtra GPF, hatfu). Że tak powiem Ferdynand sam się obsługuje. Nie pamiętam innych znaczących rzeczy ze środka tego pojazdu jak delektowanie się dźwiękiem oraz próby panowania nad żywiołem. Samochód bardzo szybko się napędza i w zakrętach każe trochę ze sobą walczyć próbując się wychylić. Trochę jak E36 z is na lodzie. Tylko wiecie, że na suchym asfalcie i dobrej oponie wszystko się szybciej dzieje. Zwłaszcza jak masz 700 KM. Tak tylko przypominam.

W środku przyjemnie, wysoka jakość wykończenia i wszystko co najważniejsze, aby pognać lub poturlać się wedle wyboru gdzieś na południe Europy, żeby bo nitkach gładkich jak stół cieszyć się widokami i dźwiękiem V8 odbijającym od skał.

Hamowanie i skręcanie, jak w prawdziwym gokarcie. Przeholować można dopiero używając gazu, ale stopień swojego zaawansowania i zaangażowania można regulować pokrętłem na środku konsoli. Jak jest na czerwono to masz jaja. Na żółto tez masz jaja, ale możesz jeszcze oddychać, natomiast na zielono nadal masz jaja, ale auto się wtrąca i pozwala Ci z większą swobodą ciskać gazem i dawać mu miodu. Przypomnę, nadal budzę się w nocy słysząc to V8.

Nie możemy zapominać o komforcie. W środku przyjemnie, wysoka jakość wykończenia i wszystko co najważniejsze, aby pognać lub poturlać się wedle wyboru gdzieś na południe Europy, żeby bo nitkach gładkich jak stół cieszyć się widokami i dźwiękiem V8 odbijającym od skał. Zakładasz wtedy tylko okulary przeciwsłoneczne, czapkę, smarujesz ręce kremem z filtrem i masz coś lepszego niż leżenie na plaży. Wysokooktanowe siedzenie na tyłku okraszone przeciążeniami i wedle uznania – czasami zapachem palonych opon. Coś pięknego.

Ogólnie samochód jest udany. Jest też nietypowy, bo jest typowym połączeniem stylu muscle z europejskimi oczekiwaniami (w postaci turbo) oraz precyzją prowadzenia jaką zapewnia na najwyższym poziomie pozwalając przy dobrej oponie być bardzo konkurencyjnym. W tłumie wszystkich 911, które uwielbiam, jest to fenomenalna propozycja na bardzo szybkie i charakterystyczne auto, które też powinno stanowić wartość kolekcjonerską. Zwłaszcza w tym nietypowym konfigu. No i ma w sobie dzika, który bardzo chce latać bokami, co dla wielu może stanowić cenny argument. Aha wspominałem, że można nim jeździć bez dachu?

Related Blogs