Cayenne Turbo – wóz wielozadaniowy – podsumowanie roku razem

Jest rok 2002. Na Paryskich targach Porsche pokazuje SUVa. Jednocześnie kury przestają się nieść i zamarza piekło. Jest rok 2025 i Cayenne okazało się bestsellerem. Jak wypada w drugiej generacji w topowej wersji Turbo? Przekonajmy się!

Ruch z wprowadzeniem SUVa przez markę kojarzoną z przyjemnością jazdy tak jak Jeep z produkcją samochodów terenowych był na pewno odważny. Porsche to było dotychczas tylko i wyłącznie kultowe 911. W międzyczasie na rynku pojawiły się sportowe przygody typu 944 i 928 odchodzące trochę od pierwotnej koncepcji silnika boxer umieszczonego z tyłu, ale nadal sportowe. Nie odniosły spektakularnych sukcesów. Potem pojawił się Boxster, który był po prostu mniejszym modelem na otwarcie, takie pół 911. Mógł równie dobrze nazywać się 455,5. On z kolei spodobał się światu i do dzisiaj jest świetnym samochodem. Jednak w roku 2002, Porsche nie pokazało kolejnego samochodu sportowego z silnikiem z tyłu. Świat idzie w terenówki, więc marka z Zuffenhausen pokazuje SUVa. Świat zamiera, zegarki automatyczne przestają działać, a ziemia zaczyna grozić odwróceniem biegunów. Cayenne pierwszej generacji, mimo sceptycznych głosów na temat modelu pojawia się z impetem na drogach. Pierwsze modele mają tylko silniki V8, w wersji wolnossącej oraz topowej Turbo, która ma oszałamiające na tamte czasy 450 KM. 5,6 sekundy do setki i 266 km/h prędkości maksymalnej to osiągi zarezerwowane dla samochodów sportowych. Pozwalało to złoić chociażby Nissana 350Z lub względnie nadążyć za M3 E46, żeby wyprzedzić je przy 250 km/h kiedy interweniował w nim ogranicznik. A patrząc na to, że Cayenne jest luksusowym krążownikiem to pozwalał złoić wszystkie topowe na tamte czasy limuzyny klasy Lux – S55 AMG, BMW 750i i Audi S8. Wszystko to w gigantycznej kaście opartej na VW Touaregu na fotelu obitym skórą mając nad głową podsufitkę wykończoną alkantarą. Maksymalny luksus i osiągi sportowego samochodu. W SUVie. Abstrakcja, ale Porsche podejmując się zadania zrobiło je dobrze. Zostawiło jednocześnie wszystkie najmocniejsze SUVy daleko w tyle. Najmocniejsze X5 czy ML55 AMG miały około 100 KM mniej.

No ok, Performance to jedno. Jest spoko. Ale przecież to brzydactwo nie będzie się sprzedawać. Otóż było na odwrót. Cayenne mówi się, że uratowało sytuację marki – sprzedaż w drugim roku była ilościowo większa niż sprzedaż 911 i model Cayenne definitywnie poprawił sytuację w Zuffenhausen. Samochód został na rynku i doczekał się liftu. Poliftowe Turbo S miało już abstrakcyjne osiągi, ponieważ łamało 5 sekund do setki i rozpędzało do 280 km/h. Przyznam, że na pierwszą generację od premiery jako małolat miałem trochę soft spota. Z jednej strony rozumiałem świętokradztwo, ale z drugiej wydawało mi się całkiem niebrzydkie, a osiągi na papierze były wręcz egzotyczne. Cayenne Turbo pierwszej generacji było moim marzeniem.

W 2010 roku pojawia się druga generacja, która jak potem pokaże historia w 2025, gdy popijam kawę w słoneczku słuchając sobie 20 letnich nu-metalowych hitów jest nadal najbrzydszą generacją. Pewne rzeczy się nie zmieniają. W mojej ocenie jest szpetna i tyle. Ale nadal odnosi niesamowite sukcesy sprzedażowe i jest produkowana do 2017 roku, gdy pojawia się najpiękniejszy następca. Łącznie z taśmy zjechało przez te 7 lat pół miliona egzemplarzy. Czyli już mówimy o aucie popularnym. Popularnym o niesamowitych osiągach. Ale to właśnie tutaj się zatrzymamy, ponieważ to właśnie o Cayenne drugiej generacji w wersji Turbo chcę Wam napisać, ponieważ jest dla mnie niesamowitym technicznie samochodem i niemałym zaskoczeniem, ale o tym w kolejnych akapitach.

Tak się złożyło, że zostałem szczęśliwym posiadaczem najszybszego SUVa świata swoich czasów. Oczywiście zawsze jest wersja Turbo z S na końcu, ale to nadal modelowo najszybszy SUV. To co wpadło w moje ręce to egzotyczna, czerwona Cayenne Turbo, która jest jednocześnie bohaterką tego artykułu. Pod maską pracuje potężne 4,8 litra z dwiema suszarkami. Generuje ono 500 KM i 700 Nm. Samochód został praktycznym następcą Golfa 7R. Dla mnie przesiadka ze świni na konia. Nie ma się co oszukiwać. Porsche i jakość, nawet w starym – 11 letnim samochodzie – to słowa, które mocno ze sobą idą w parze. Zaczynając od środka – jest niesamowity. Porządny, wszystko co się da wykończone najwyższej jakości materiałami, wyposażenie również jak przystało na luksuwowego SUVa – maksymalne. Zaczynając od pneumatyki, adaptacyjnego zawieszenia a kończąc na świetnym audio, podsufitce z alkantary czy szklanym dachu. Ten samochód ma wszystko. Mój egzemplarz został dość gustownie skonfigurowany – na pokładzie czerwonego auta są czarne skóry z czerwonym przeszyciem i haftowanym logo Porsche na zagłówkach i podłokietniku. Jest naprawdę smacznie. Do tego analogowe zegary (wyskalowany do 300 km/h prędkościomierz) czy bajer jakim jest reduktor, który sugeruje, ze w teren też można zjechać. Samochód ma ogromne koła – 21 cali felga, na podniesionym zawieszeniu wygląda jak na szczudłach. Do tego hak – dobrze i szybko da się ciągać przyczepę z motocyklem. Same zalety. No dobra, w takiej kaście ciężkiej (2,2 tony) to na pewno moc znika.

Otóż nie. Lekkość współpracy z autem jest w połowie pomiędzy hothatchem a ciężkim SUVem. Samochód pod tym względem zaskoczył mnie najbardziej. W codziennym funkcjonowaniu w trybie comfort jest zwarty i wygodny, ale po przerzuceniu wszystkiego w nastawy sportowe zmienia się w naprawdę sprawną maszynę do pokonywania zakrętów, nawet tych ciasnych. Moc oddaje błyskawicznie i jedyne co podczas przyspieszania może przerażać to unoszący się przód nawet w sportowych nastawach zawieszenia. Trochę jak na motorówce. Ale zarazem 4,7 sekundy trwa sprint do setki, a wskazówka zatrzyma się dopiero przy 278 km/h. Hamowanie też nie jest takie niepokojące, gdyż zestaw hamulców z przodu to sześć tłoczków współpracujące z tarczą 390 cm. Także jest czym hamować. Owszem trzeba być przygotowanym żeby z pedałem hamulca obchodzić się zdecydowanie, ale jak tylko mamy trochę siły w łydce to hamowanie z każdej prędkości będzie zaskakujące.

Wrażenia są niesamowite. Z jednej strony ciepło na sercu, że to samochód od marki, która faktycznie od dziesiątek lat umie w samochody. W samochody dla kierowców. Z drugiej strony ciepło, ponieważ jest jakościowo tam, gdzie wiele marek premium nigdy nawet nie było. Wszystko jest mimo upływu lat w super kondycji i nie widać, żeby chociażby wnętrze się starzało. Przed nami wszystko tak jak trzeba w samochodzie, kokpit jest ergonomiczny i wszystko jest pod ręką. Na desce rozdzielczej zegar z kompasem, wszędzie skóra, miejsca jest w opór, ale zarazem człowiek zdaje się tym obudowany. Jedyny minus to fakt, że nawet jak auto jest w najniższym położeniu to trzeba zrobić solidny krok w górę, aby zasiąść na regulowanym w 18-kierunkach fotelu. Ale potem już jest wszystko git. Stacyjka klasycznie, jak to w Porsche po stronie lewej. Przekręcamy kluczyk, który również jest gustowny – ma kształt samochodu. Niekoniecznie SUVa, ale samochodu. No nic, przekręcamy.

Potężne V8 budzi się do życia.

Słychać dudnienie i jest przyjemnie. Nienachalnie, ale przyjemnie. Słychać, że silnik ma w sobie pewne pokłady, ale nie pobudzi sąsiadów. Rasowo ale taktownie. Ruszamy, samochód dość dostojnie nabiera prędkości i dość delikatnie. Zmiany biegów niezauważalne – za nie odpowiada znana z połowy samochodów na świecie przekładnia ZF8HP w wersji 90. Taka sama jaką znajdziemy na pokładzie Bentaygi czy RS6. Wytrzymała, ośmiobiegowa przekładnia doskonale maskuje zmiany biegów. W niczym nikomu nie przeszkadza, a długi ósmy bieg pozwala na podróż w ciszy i spokoju. No właśnie to jest coś pięknego. Wielkie ciężkie auto. Delikatnie dudni V8 z tyłu, na zewnątrz z kolei faktycznie głowy się odwracają, natomiast w środku cisza, spokój i niesamowity komfort. Genialne auto na trasę. Jego ogromne pokłady mocy pozwalają na dokończenie każdego wyprzedzania. Świetna przyjemność, kiedy jesteś petrolheadem, ale potrzebujesz jednego auta do wszystkiego. Miasto, trasa, lekki zjazd na nieutwardzoną drogę. Chcesz poszaleć? Nie ma sprawy. Jest czym. Chcesz odpocząć? Robisz głośniej muzykę, zawias w tryb komfort i jedziesz ku zachodzącemu słońcu ciesząc się lekkim bulgotem V8.

Jak bardzo samochód jest praktyczny? Wspomniałem hak. Punkt zdobyty, ciągasz motocykl, skuter wodny czy cokolwiek zapragniesz. Podłoga w bagażniku? Pod spodem zmieści się trochę ekwipunku. Ja do tego bagażnika spakowałem się całą rodziną w Alpy. W tym był wózek i buty snowboardowe. I wiązania. A roleta była zasłonięta. Fotele przesunięte maksymalnie w kierunku przestrzeni bagażowej. W środku udogodnienia umiliły podróż. Pasażerowie mają bardzo dużo miejsca, a małe dziecko może cieszyć się widokiem z każdej strony – nawet z góry z racji panoramicznego dachu. Dużo schowków, bardzo wygodne fotele i bak o pojemności 100 litrów. Przy spalaniu w trasie (dynamiczna jazda) – 14 litrów na setkę pozwoliło to zrobić blisko 700 km na baku. Przy tym aucie i prędkościach jakie osiągało w tym czasie jest to naprawdę dobry wynik. Świetny rodzinny samochód. A, na śniegu też sobie świetnie radzi.

Nie wiem w sumie co Wam więcej mogę napisać, Porsche to marka, której trzeba doświadczyć. Nawet w przypadku SUVa, nawet w przypadku tak brzydkiego jak Cayenne drugiej generacji jest się czym zachwycić. Wyposażenie, wykończenie wnętrza, feeling samochodu. To wszystko co Porsche ma w swoim DNA jest obecne na pokładzie. Szczególnie w najmocniejszej wersji największego SUVa Porsche jest czym bronić tego sportowego DNA. Oprócz tego jest też luksusowo i samochód może być dobry towarzyszem na co dzień. Wady? Wspominałem już, że jest brzydki?

Related Blogs