Są takie kształty, które przez lata się nie zmieniają. Mowa między innymi o legendach, o sportowym garbusie – czyli Porsche 911, Jeepie Wranglerze oraz kolejnym samochodzie zakorzenionym w kulturze – Mercedesie klasy G. Ja każdym z tych samochodów jeździłem, poza ostatnim. Tak, przyznaje się. Nigdy nie jechałem G klasą. Na szczęście udało mi się to naprawić i zacząć z naprawdę wysokiego C… a raczej G. Mowa tutaj nawet nie o spędzającym sen z powiek każdemu mieszkańcowi Moskwy, czarnym G63 AMG, ale o wersji jeszcze bardziej wyszukanej i takiej, której parametry budzą wręcz strach i niedowierzanie – Brabus G800.

Samochód wygląda wręcz diabelsko. Egzemplarz, z którym miałem przyjemność się poznać powinien mieć ksywę Lucyfer. Jest ogromny i budzi ogromny respekt już od pierwszego spojrzenia. Dodatkowo wszystko poza dachem oklejone jest satynową folią. Za anonimowość dbają ciemne szyby, a cały ten kiosk stoi na gigantycznych 23-calowe kołach. Mimo wszystkich dodatków, zmienionego kształtu zderzaków, gigantycznego karbonowego wlotu na masce i poszerzeń nadal pozostaje typową, acz potraktowaną solidnymi sterydami Gelendą. Poza stroną wizualną, przypomina o tym otwieranie i zamykanie drzwi oraz ryglowanie zamków. Metaliczny dźwięk trzaśnięcia drzwiami G jest praktycznie niepodrabialny i od lat brzmi tak samo. Samochód można rozpoznać z zamkniętymi oczami. Wystarczy, że ktoś przy nas otworzy lub zamknie drzwi. Do tego rygiel w środku… zatrzaskiwanie się zamków przypomina raczej przeładowywanie kałasznikowa. Spodziewasz się strzałów…

Na strzały długo czekać nie trzeba. Wystarczy odpalić i nacisnąć na dozownik mocy i momentu. Wtedy przekonujecie się do czego może służyć jednostka napędowa, dodatkowo podkręcona przez Brabusa do 800 KM. Możecie patrzeć na tą cyfrę z niedowierzaniem, przecież już abstrakcją i ciężkim do opanowania w tej kaście jest 585 KM w „zwykłym” G63. Nie ma czegoś takiego jak „za dużo” w Brabusie. Zawsze jest akurat. (Brabus aktualnie najmocniejszą edycję G klasy okrasił nazwą Rocket 900, więc możecie łatwo wywnioskować ile ma mocy). Jednostka to znane Mercedesowe V8 o pojemności czterech litrów nadmuchiwane przez dwie turbiny i skręcane przez jednego człowieka. Niezmienna zasada „one man – one engine”. Spaliny nie mają przed sobą zbyt długiej wycieczki, gdyż wydechy, a może raczej lufy są wyprowadzone zaraz pod progami. Wspomniane strzały lecą spod pięt pasażerów siedzących z tyłu. A jak strzela? Głośno i chamsko. Tak jak samochód o takiej aparycji strzelać powinien. Przypomina to gromy z jasnego nieba i w trybie sportowym naprawdę nie sposób przejechać raz, że niezauważonym dwa to niedosłyszanym. Ta wariacja z pewnością powstała w myśl bezpiecznej zasady, że „ciche samochody zabijają dzieci”. Safety over ecology.

Zajmuję miejsce na fotelu kierowcy – praktycznie to wspinam się na wysoko umieszczone siedzisko zastanawiając, gdzie przycisk od wysuwanej drabiny. Ale, jest tylko piękny podświetlony próg, lecz przyznaje się, nie widziałem w nim kompana do wsiadania. Raczej piękną dekorację. W środku jest luksus. Nowoczesny Mercedes pełną gębą. Świetne materiały, ogromny ekran przed oczami kierowcy rozpościerający się na środek deski rozdzielczej i jeden uchwyt przed pasażerem, który ma przypominać, że to G klasa. Oprócz tego ciężko wyobrazić sobie, że siedzimy w aucie uterenowionym, a nie w S klasie. Dopiero rzut oka przez boczną szybę w poszukiwaniu ziemi, lub znad kierownicy na maskę, gdy naszym oczom ukażą się dwa, również już kultowe, wielkie kierunkowskazy osadzone zaraz obok maski. Wyglądają archaicznie, ale nie pozostawiają złudzeń, że siedzimy w G klasie. Nowoczesnej, piekielnie mocnej, G klasie. Ponadto, kierowca nie ma prawa zapomnieć, że siedzi w Brabusie, nawet po utracie przytomności z powodu przeciążeń – zaraz po przebudzeniu widzi napis Brabus osadzony w garbie na masce. Marketing.

Czy Brabusem jeździ się jak czołgiem czy jednak samochodem osobowym? Obsługa pokładu jest prosta. Wszystko jest jak w nowożytnych Mercedesach. Wszystko w tym samym miejscu. Czas odpalić ten wóz bojowy. Zaraz po odpaleniu kasta delikatnie się trzęsie. Pierwsze spaliny znajdują ujście pod progami. Cztery gigantyczne rury wydechowe wypuszczają z siebie bulgot. Od razu przerzucam samochód w Sport Plus, wszystko się utwardza, wydech się otwiera – jest głośniej. Dodaję gazu, głośne basowe dudnienie pojawia się wokół mnie. Upuszczam gazu i słyszę wyraźne strzały. Po raz kolejny jak karabin maszynowy. Wow. Wyraźnie słyszalne w środku, na zewnątrz to wręcz zwiastun apokalipsy. Tak jakby, samochód ze swoimi dźwiękami zatrzymał się lata temu nim ekolodzy weszli nam z butami w nasz motoryzacyjny świat. Dźwięk jest czysty, głośny i niesamowity. Podczas sesji zdjęciowej na uboczu, odpalenie samochodu w opuszczonym budynku i kilka przegazówek sprawiło, że w ciągu 5 minut pojawiła się publika. Pojawiły się zainteresowane okoliczne dzieciaki, chętne by poznać sprawcę całego zamieszania. I niech to będzie najlepsza recenzja – zrobiło to na nich wrażenie i sprawiło kupę radości. Na drodze jest podobnie. Oglądną się wszyscy, niektórzy z przerażeniem inni z ciekawością. Ciekawostką jest fakt, że głównie za G klasą oglądają się kobiety. Jednego nie można powiedzieć, że Brabus w całej swojej aurze tajemniczości dzięki tej czerni – może gdziekolwiek przejechać anonimowo.

Jak się jedzie? Zaskakująco. Z jednej strony czuć gigantyczne gabaryty samochodu. Z drugiej widok na świat z perspektywy operatora dźwigu jest świetny. Oprócz tego prowadzi się jak samochód osobowy o dużej mocy. Podczas dodawania gazu nie ma nadmiernego efektu motorówki – to zasługa opcjonalnego zawieszenia po modyfikacjach Brabusa – przód tylko delikatnie się podnosi, ale samochód prze do przodu w niesamowitym stylu i przy naprawdę zaskakującej jak na swoją wysokość, masę (ponad 2,5 tony) i gabaryt stabilności. A przyspiesza w sposób nie do opisania. Kanonada dźwięków wokół, ryk z wydechu i świst nadmuchujących się turbin, szczególnie z pozycji kierowcy. Ponadto syk, pojawiający się przy każdym upuszczeniu gazu. Oprócz tego wysokość, na jakiej się znajdujemy tylko potęguje ten efekt. Skrzynia przerzuca biegi błyskawicznie i 160 kmh pojawia się szybciej niż zdążycie się zreflektować. Całej tej sile, towarzyszą ogromne hamulce, które przy 23 calowej feldze może i nie wyglądają nadmiernie okazale, ale są mocno skuteczne (Ciężko uwierzyć patrząc na fotki, ale z przodu jest 400 mm tarczy, a to więcej niż przykładowo w McLarenie P1 i niewiele mniej niż w Bugatti Chironie, w którym z przodu mamy 420 mm tarczy). Nawet żwawe przeskakiwanie pomiędzy samochodami w mieście nie robiło na nich wrażenia, gaz, hamulec, gaz hamulec. Mimo masy jak w pojeździe opancerzonym nie było żadnych efektów sugerujących zmęczenie. Zresztą wyobraźcie sobie Brabusa G800 przeskakującego ze zwinnością hothatcha pomiędzy samochodami. Abstrakcja? Ja potrafię to sobie wyobrazić i z dużą przyjemnością przywołuję to wspomnienie.

Ile to kosztuje? Tyle, że się przewrócicie, bo takie samochody to wydatek minimum 1,5 mln polskich złotych, a po stosownym wyposażeniu… No właśnie.

Co z zakrętami? Tutaj największy szok, bo moje rozumienie fizyki było zgoła inne. Widząc Brabusa moje możliwości poznawcze od biedy były w stanie zaakceptować fakt, że przyspiesza. Ale, że skręca z dużą gracją? Wow. W dodatku wprowadzenie go w poślizg i utrzymanie go z gazu powoduje cudowny poślizg wszystkich czterech kół wynoszący na zewnątrz zakrętu, co w połączeniu z dość sztywnym zawieszeniem daje niespotykane uczucie. Wszystko to siedząc kilometr od ziemi w wielkim statku kosmicznym. Po raz kolejny, wow.

Według danych technicznych samochód do setki rozpędza się w 4,1 sekundy i jest w stanie osiągnąć 240-250 km/h w zależności, co wybierzemy podczas konfiguracji. Ciekawskich – zawsze dostaje takie pytania – poinformuję, że spalanie wynosi od 20 do 50 litrów na setkę. Ile to kosztuje? Tyle, że się przewrócicie, bo takie samochody to wydatek minimum 1,5 mln polskich złotych, a po stosownym wyposażeniu… No właśnie. Warto, też wspomnieć, że będzie tylko drożej, bo baza w postaci normalnej G ma zwiększyć swoją cenę transakcyjną ze strony producenta, więc no. Jak chcieliście kupić Brabusa, a raczej zamówić i go potem wyczekać – to chyba dobry moment. Jedno wiem na pewno, odnajdzie się w każdym garażu, bo drugiego tak nietypowego i szalonego już z samego założenia samochodu nie znam. Zresztą fakt, że właściciel zdecydował się na kolejnego już Brabusa o tych samych parametrach w swoim garażu, skłania do refleksji, że musi być w tym coś magicznego. No i nie ginie na ulicy wśród malutkich Lambo i McLarenów, które dzisiaj stają się nad wyraz popularne, a dla portfela stanowią podobny koszt w kwestii zakupu. W najgorszym wypadku, jeśli ich nie wyprzedzi to może po nich przejechać…

Add a comment

*Please complete all fields correctly

Related Blogs